autor: Zbigniew Markowski
Tarnogórscy buntownicy to widowiskowa grupa, o którą najczęściej chyba pytają przyjezdni. Kilkunastu gwarków w brązowych strojach głośno użalających się nad swym losem jedzie w nieznane okratowanym i ciągniętym przez konie wozem. A wszystko przez fatalną sobotę.
Właśnie w sobotę, 8 sierpnia 1534 roku zatrudnieni w tarnogórskich sztolniach gwarkowie zaatakowali miejscowy urząd górniczy. W ruch poszły kilofy i inne narzędzia, protestujący zniszczyli wyposażenie kopalń, napadli na domy co bardziej nielubianych urzędników. Uwolnili przy tym swoich kolegów, aresztowanych podczas wcześniejszych zajść. Poszło oczywiście o pieniądze dosyć nieregularnie wpływające do gwarkowych kieszeni (ależ ta historia zatacza koła…). Tło konfliktu było bardzo ciekawe: przypadło na pierwsze lata rozkwitu tarnogórskiego górnictwa. Dobra koniunktura ściągnęła z całej środkowej części kontynentu masy ludzi, a tygiel narodowościowy sprzyjał faworyzowaniu jednych kosztem drugich.
Finał mógł być tylko jeden – do akcji wkroczyło wojsko, a przywódców rebelii skazano na wygnanie z miasta bez prawa powrotu. Niezależni i samorządni gwarkowie odnieśli jednak ograniczony sukces: od tej pory zwracano większą uwagę na terminowość wypłat, zaczęto też regulować stosunki pracy. Właśnie od czasu buntu datuje się w Tarnowskich Górach wprowadzenie dzwonków wzywających górników do pracy.
Wóz pełen więźniów jest więc pamiątką czasów, w których wszystko było pierwsze: pierwszy prawdopodobnie był to protest robotników na Górnym Śląsku. Pierwsze było to, co nazwalibyśmy dziś związkami zawodowymi i pracowniczymi gwarancjami socjalnymi. A jaka jest rola nastolatków odgrywających w pochodzie uwięzionych gwarków? Najlepiej opisał to chyba jeden z nich dając kilka lat temu instrukcje nowemu koledze: – Jęcz chłopie, jęcz!